Archiwum dla rodzina

Come take a break and go Mallorca

Posted in the mask & mirror, top 5 with tags , , , , , , , , , on 20 sierpnia, 2023 by nayenezgani

To cytat z wielkiego wakacyjnego hitu lat 90-tych (Loft, Mallorca). I choć nie słucham disco, to będąc na wakacjach nad polskim możemy nie sposób było nie usłyszeć tej piosenki. Być może zresztą takie hity wydają się bardziej znośne od muzyki disco lat 20-tych XXI wieku, bo łączą się ze wspomnieniem młodości…

I w tym roku wakacyjną przerwę spędziliśmy na największej z wysp archipelagów Balearów. Hiszpański raj dla turystów (zresztą nie jedyny w tym rozległy i pięknym państwie). Doświadczenie Majorki jest zupełnie inne niż greckie doświadczenie. W najbliżej okolicy dominowały hotele, jakby właśnie tym żyła wyspa. Na Kos nie musieliśmy płacić za leżaki i parasol na hotelowej plaży – na Majorce ta przyjemność kosztowała 15€ (choć z tego, co czytam „ruch ręcznikowy” przeciwko płatnym plażom narodzić się w tym roku w Grecji). Nie wiem też, czy to polityka państwa, czy raczej hoteli, ale w hotelu w ojczyźnie Perseusza animatorzy (i nie tylko) byli z całej Europy i może dzięki temu łatwiej było mi ich zrozumieć. W hotelu w ojczyźnie Don Kichota wszyscy byli Hiszpanami (w znaczeniu hiszpańskojęzyczni albo może obywatele Hiszpanii, bo na plakietka niektóre imiona były muzułmańskiej)… Zaskoczył mnie też deszcz (dosłownie, bo nie spodziewając się tego zostawiłem na tarasie ręczniki) i brak cykad…

Ale ponieważ to moje muzyczne wspomnienia, to oddaje głos jeden z pierwotnych muz: Aojde. Choć tym razem rzadziej korzystaliśmy z oferty kulturalnej to jednak zapadła dzieciom w pamięci chu chu ua (często w wersji niemieckiej lub angielskiej ze względu na gości. Ale tu będzie hiszpańska).

Chiki Toonz – Chu chu ua (spanish version)

Były oczywiście wieczory ze światowymi hitami muzyki filmowej, disco lub Micheala Jacksona. Mnie zachwycił ostatni wieczór z tańcami flamenco i muzyką hiszpańską. Pewnie jakiś specjalista od razu powie, że flamenco to nie Baleary, a Andaluzja; a nawet, że to element kultury andaluzyjskim Romów, a ruchy (i wykorzystanie nóg jako instrumentu perkusyjnego) przypominają hinduski taniec katak. I wszystko to jest prawdą (może z wyjątkiem tego ostatniego, bo przecież istnieją podobne idee, które niezależnie powstają w różnych odległych zakątkach). Artyści, którzy wtedy występowali, to prawdziwy artyści, którzy wiele lat musieli spędzić na nauce tych tańców i z jakichkolwiek rejonów Hiszpanii pochodzą, godni są aby o nich napisać. Ruch, choreografia, rytm, klaskanie lub gra na kastanietach, przytupy, barwne stroje to muzyczna podróż, której nic nie odda (nawet utwory, które posłużyły za tło). Tu muszę przyznać, że z pomocą przyszło mi wyszukiwanie utworów, które jest wbudowane w google. Choć nie odtworzę tu tańców, to wracam do utworów z sierpniowej śródziemnomorskiej nocy…

Duo de Trois – Gallardo – David Pena Dorantes

Terry Muska – Leyenda

Jose Manuel El Mani – Ay, que te como

I tych utworów było wiele jeszcze nie wszystkie sprawdzałem. Z tych zaś, które wyłapała wyszukiwarka smartfona musiałem dokonać selekcji, co pozostanie na dłużej, a co pryśnie wraz ze świtem nowego dnia pracy…
I na zakończenie ostatni utwór:

Manolo Carrasco – Gades

10 czerwca 2023

Posted in the mask & mirror with tags , , , , , , , on 11 czerwca, 2023 by nayenezgani

To był aktywny dzień.

Z rana pojechaliśmy nad stawy, gdzie PZW zorganizowano Dzień Dziecka a zarazem Dzień Młodego Wędkarza. A wszystko dlatego, że kiedyś Pierworodny stwierdził, że chciałby powędkować, oraz że taką akcję zorganizował PZW przy zakładzie pracy mojej wspaniałej małżonki. A zatem pojechaliśmy tam zupełnie nieprzygotowani, ale wszystko dostaliśmy – a właściwie nasze skarby. Dwie wędki z żyłkami, spławikami, no i haczykami. Do tego zanęta, robaki (mniejsze czerwonej i tłuściutkie białe). No jeszcze pożyczono nam siatkę wędkarską, w której mogliśmy trzymać złapane okazy. Bo okazy się znalazły: już w pierwszej godzinie złapał dwie małe wzdręgi. A ostatnią rybkę niemal w ostatnich pięciu minutach zawodów. W sumie sześć rybek, które razem miało niecałe pół kilograma. Po zważeniu wróciły do stawy, a syn zająć trzecie miejsce i puchar. Córka za to bawiła się na kocyku i też była zadowolona z wyjazdu (zwłaszcza, że każdy otrzymał niezależnie od wyników torbę ze słodkimi przekąskami). A w ramach trofeum mógł sobie wybrać wędkarski sprzęt. Mam więc już prawie cały ekwipunek na kolejną wyprawę na ryby…

Kabaret Starszych Panów – Na ryby

A wieczorem artyści estrady na małej ślepej uliczce Andrzeja Sobczaka wystąpili w szczytnej akcji. Studnia na Madagaskarze. Inspiratorem tej, jak i innych akcji w ostatnim czasie na naszym fyrtlu był ks. Radek – pierwszy proboszcz naszej parafii (znany jest też z innej akcji kury na Madagaskar). Młodzi piosenkarze z estrady śpiewali piosenki, których słowa wyszły spod ręki Sobczaka, a wykonywali znany artyści: Krzysztof Krawczyk, Andrzej Zaucha, Urszula Sipińska. Były też piosenki innych muzyków z naszego podwórka: Grzegorza Ciechowskiego, Czesława Niemena i Anny Jantar. Notabene – jak stwierdziła jedna z osób, tego dnia przypadała rocznica urodzin Anny Jantar. Oczywiście oni nie są stąd, ale poprzez nazwy ulic stali się tutejsi. Pomiędzy utworami licytowano vouchery do klubów fitness, na kursy językowe, koszulki piłkarzy, obrazy i książki.

Anna Jantar – Za każdy uśmiech

A na koniec wszyscy zaśpiewali hymn Lecha Poznań, również autorstwa pana Sobczaka. Grupa znajomych zastanawiała się, czy Metallica mogłaby go kiedyś zaśpiewać, jak hymn Legii Warszawy. A na koniec, wracając do domów – ta grupa zaśpiewała Sen o Warszawie Czesława Niemena. W końcu to swój chłop, przecież na jego ulicy jest nasza kaplica.

Hymn Lecha Poznań (muzyka The Beatles „Yellow submarine”, słowa Andrzej Sobczak)

Koncert w św. Rochu

Posted in the mask & mirror with tags , , , , , , , on 9 czerwca, 2023 by nayenezgani

Koncert odbył się na skwerze przy kościele w tym samym miejscu, co rok wcześniej. I jak rok wcześniej związany był z uroczystością Bożego Ciała. Znów byliśmy tam całą rodziną na kocyku, choć tym razem już nie jako parafianie. Miło jest jednak wracać tak, bo czujemy się tam dobrze. A do tego posłuchać muzyki przy figurze św. Rocha z pieskiem, prawdziwego pieska z rodziną, w towarzystwie ciupa wózkowiczów, sióstr serafitek, które służą tu na co dzień; znajomych księży jak Michał, proboszcz Piotr, który daje zielone światło na takie piękne inicjatywy oraz ks. Adrian, który choć też w innej parafii, wciąż tu wraca…

W tym roku towarzyszyła nam w tym wielbieniu i medytacji muzyka Doki.

Dorota Doka Józefiak – A nadzieja zawieść nie może (tak piosenka tam wybrzmiała, ale nagranie stare)

Podsumowanie roku

Posted in the mask & mirror with tags , , , , , , on 31 grudnia, 2022 by nayenezgani

To jeden z tych wpisów, które mają mi przypomnieć, czym żyliśmy (jako rodzinka) w końcówce 2022 roku.

Świat mojego Pierworodnego od pewnego czasu kręci się wokół pokemonów. I tym też zaraża swoją siostrę (ciekawe jak długo będą tym żyli?).

Pokemon – Czy już wszystkie masz

a tu dla porównania oryginalna wersja

Jason PaigePokemon Theme Song

Ostatnio też moi milusińscy dzięki całkiem pragmatycznemu zakupowi zachwycili się bajką Lilo i Stitch. Zatem trochę hawajskiej muzyki dla dobrej sylwestrowej zabawy.

Lilo & Stitch – Hawaiian Roller Coaster Ride

Krabat. Uczeń czarnoksiężnika

Posted in the mask & mirror with tags , , , on 20 listopada, 2022 by nayenezgani

To już prawie miesiąc minął od naszego rodzinnego wyjścia do Teatru Animacji. Oczywiście ze względu na nasze młode latorośle wybieramy spektakle, które są dla nich adresowane, ale mimo to na żadnym z przedstawień się nie nudziłem. Połączenie gry aktorskiej, animacji kukiełek, scenografia oraz oprawa muzyczna to prawdziwy majstersztyk. I uczta dla zmysłów.

Tym razem sztuka oparta była na powieści Otfrieda Preusslera Krabat. Choć moim zdaniem widać tu wpływy filmu Karela Zemana z 1977 roku Krabat. Uczeń czarnoksiężnika. Tych, który chcieliby zobaczyć tę niezwykłą animację odsyłam tutaj. Na spektakl zapraszam do Poznania. (A nawet jeśli nie będzie Krabata to inne ich aranżacje sztuk polecam w ciemno).

Szukając muzyki, która nawiązywałaby do tej sztuki trafiłem na coś innego – punk rockowy zespół Krabat.

Krabat – Osmdesátky

Muzyka Rupieci – Living Room Music

Posted in the mask & mirror with tags , , , , on 13 listopada, 2022 by nayenezgani

W sobotę (czyli wczoraj) mieliśmy przyjemność znaleźć się w auli UAM, gdzie odbył się koncert zespołu perkusyjnego Repercussion. W skład tej grupy wchodzą: Bartek Dudek, Radek Jędraś, Jacek Muzioł, Miłosz Rutkowski. Była to wspaniała zabawa dla wszystkich grup wiekowych, bo kto nie lubi walić w garnki i talerze? Kto nie tupie, nie klaszcze i nie cmoka dla zabawy i rytmu? Panowie zrobili z tego wyśmienity pokaz. Ba, teatr muzyczny! A przy okazji włączyli również do tej orkiestry nas – publiczność.

Do tego smakowitym kąskiem i ze wszech miar edukacyjnym wątkiem była dwójka konferensjerek, które w żartobliwy sposób przybliżały takie pojęcia jak: beatboxer, czy muzyka konkretna.

Jeśli panowie z Repercussion zawitają w waszej okolicy nie omieszkajcie ich posłuchać!

REPERCUSSION Living Room Music

Jezus w bloku a może w sklepie

Posted in the mask & mirror with tags , , , , , on 3 września, 2022 by nayenezgani

Na Łacinie właśnie otwarła się nowa parafia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że nie ma tam świątyni. Jest tylko mała – jeszcze nie skończona – kapliczka, pomiędzy fryzjerem dla psów a stomatologiem. To wydarzenie, o którym media trąbią już od końca wiosny (ja to chyba wyłapałem w czerwcu, a w zasadzie moja lepsza połowa), zanim cokolwiek zaczęło się dziać. Dziś stało się faktem, a dokładnie pierwszego września o 18:30, kiedy ks. Radek – proboszcz parafii Imienia Jezus – odprawił pierwszą Eucharystię.

Trochę przeszkadzała mi w skupieniu obecność mediów. Niewielka przestrzeń a w niej około czterdziestu, pięćdziesięciu osób i jeszcze kamerzyści (później chyba się wycofali, albo przestali się rzucać w oczy). Piękne jest to, że ksiądz zaczął od budowania wspólnoty (już w ostatnią niedzielę sierpnia zapraszał w św. Rochu swych przyszłych parafian, a także rozdawał „cegiełki” z napisem „Trzymasz w ręku część Parafii Łacina. Dołóż swój element i dołącz do społeczności”. Przypomina to dzieje Apostolskie, kiedy uczniowie „łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca” (2,46). Zwłaszcza, że po tej pierwszej Eucharystii wyniesiono prowizoryczny „stół” na zewnątrz i był czas na integrację (choć sądzę, że pewnie połowa była spoza parafii…). Szokiem jest, że powrót do korzeni ewangelicznych może wzbudzać taką sensację (nie ma w tym bowiem niczego nowego, czego nie dostrzegłbym np. u ojca Góry, czy w innych wspólnotach, poza faktem, że na miejsce spotkań wybrano przestrzeń dotąd zarezerwowaną dla „handlu i usług”). Z drugiej strony widać w tym świetny zmysł marketingowi, medialność księdza Radka, który wie jak dotrzeć do ludzi w tych nowych czasach… i chyba to jest potrzebne Kościołowi. I chyba dlatego – aby ożywić ten nową betonową (duchową) pustynię – arcybiskupstwo poznańskie zdecydowało się stworzyć tę parafię, choć po wiernych nie widać, aby parafia Rocha pękała w szwach (a przecież proboszcz ks. Piotr z wikariuszami swym optymizmem, życzliwością i zaangażowanie może być wzorem dla wielu).

I tak to stałem się częścią czegoś nowego, choć cząstka pozostała w Rochu.

Zespół parafii Łacina – „Święcona woda” (cover JP Cooper „Holy water”) przestrzeń wykorzystana w nagraniu to właśnie ta kaplica.

Święty Wawrzyniec

Posted in etnologia w wersji lajt, Oddaj się Maryi with tags , , , , , , , , , on 10 sierpnia, 2022 by nayenezgani

„Dziś w Kościele wspominam świętego Wawrzyńca. Diakona i męczennika. W historii o nim jest mowa, że cesarz zażądał, aby przekazał wszystkie skarby chrześcijańskiej świątyni. Wtedy Wawrzyn poprosił o trzy dni zwłoki na zebranie majątku. W tym czasie święty przekazał wszystkie kościelne dobra wiernym i ubogi. Przed władcą imperium rzymskiego stanął w otoczeniu chory i kalekich. Zaś na pytanie imperatora odrzekł: Ci ludzie są prawdziwym skarbem Kościoła. Poniósł okrutną śmierć…” Tak mniej więcej rozpoczął proboszcz dzisiejszą poranną mszę świętą.

Jak wiadomo wspomnienie męczennika obchodzi się w kościele katolickim w dniu, w którym ten narodził się dla Nieba, czyli zginął. I tak się złożyło, że będąc na placu zabaw z moimi dziatkami maleńkimi czytałem sobie artykuł Marii Paradowskiej „Bambrzy w Ratajach”. Co ma piernik do wiatraka? Zanim wyjaśnię, pozwolę sobie na dygresję odnośnie samego tytułu pracy świętej pamięci prof. M. Paradowskiej. Być może dla poznaniaka czy nawet Poznaniaka (wielką literą piszemy mieszkańca całego regionu) pojęcia te nie są zagadką, ale wiadomo, że w czasach globalnej wioski „w sąsiedztwie” można spotkać każdego.

Otóż Bambrzy to mieszkańcy okolic Bambergu (Bawaria), którzy w XVIII wieku (pomiędzy 1719 a 1753) zostali zaproszeni przez władze Poznania do osiedlenia się w okolicznych wsiach, będących zapleczem gospodarskim miasta. A zaproszono ich z powodu wyludnienia tych okolic w wyniku wojny Północnej (1700-1721) oraz towarzyszących zawsze wojaczce epidemii. Osadnikom tym postawiono tylko jeden warunek: mieli być wyznania katolickiego (w tym czasie o polskiej tolerancji religijnej niewielu już pamiętało). Był to też punkt, który znalazł się w prawie lokacyjnym magdeburskim, w którym na nowo zasiedlano dawne wsie. Co warte podkreślenia wszystkie lokowane na nowo wsie wokół grodu Przemysła zostały całkowicie oczynszowane (zrezygnowano zupełnie z pańszczyzny, co w Rzeczpospolitej doby sarmackiej było novum). Rataje były wtedy podpoznańską wsią na prawym brzegu Warty (stąd też zwrot w Ratajach, a nie jak mówimy dzisiaj „na Ratajach”). Sama zaś nazwa wsi wywodzi się od jednego ze średniowiecznych określeń wolnego chłopa, później zaś (XVI-XVII) pracownika najemnego. W 1745 roku przybyło 14 rodzin bamberskich. Wśród nich takie nazwiska jak: Remlein, Handschuh, Fischer, Pflaum. Warto też wspomnieć, że znalazł się także Wawrzyn Ramelkamer (a pośród Polaków w lokowanym na nowo Żegrzu dwóch gospodarzy nosiło to imię). Zaskakujące dla mnie było jednak to, że pośród ludności z Niemiec popularne było imię słowiańskie Wojciech (nosiło je aż czterech ojców bamberskich rodzin).

Wracając do wątku patrona dnia. Otóż w artykule mowa jest, że „w oktawie św. Wawrzyńca odbywano procesję z pacierzami i śpiewem. W dzień tego patrona nie rozpalano ognia, a jedzenie dla ludzi i bydła przyrządzano dnia poprzedniego”[1]. Przypuszczam, że zwyczaj nie korzystania z ognia mógł się wziąć z tego, że – jak mówi opis jego męczeńskiej śmierci – Wawrzyniec został torturowany na rozpalonym ruszcie.

Wspomnę na koniec, że w tych okresie równą estymą wśród rolników cieszył się św. Roch, patron od zarazy. Między 16 (wspomnienie tego świętego) a 23 sierpnia ludzie szli wieczorami z latarniami modląc się i śpiewając pieśni. Kult obu wspominanych świętych cieszył się dużą popularnością, a ich obrazy i figury umieszczano w kapliczkach lub zewnętrznych wnękach ścian domów. A choć wieś Rataje i Żegrze należały w XVIII – XIX wieku do parafii św. Jana Jerozolimskiego (Śródka), to jednak od XVII wieki na prawym brzegu Warty istniał kościółek św. Rocha (dla dzielnicy zwanej Miasteczkiem). Zapewne do niego udawali się mieszkańcy Rataj w te sierpniowe dni i wieczoru. I tej to świątyni – choć sam gmach już nowy – uczestniczyłem w dzisiejszej Eucharystii. Tam też śpiewano na zakończenie tę pieśń…

Błogosławcie Pana – „chór” pod dyrekcją Arkadiusza Kozłowskiego (nagranie w kościele oo. dominikanów w Poznaniu).

[1] – M. Paradowska, Bambrzy w Ratajach, w: Rataje i Żegrze, Kronika Miasta Poznania 2001 (3), s. 142

Włosy

Posted in the mask & mirror with tags , , , on 8 sierpnia, 2022 by nayenezgani

Działo się to jeszcze w lipcu. Rozmawiałem z dzieci i jakoś tak rozmowa zeszła na włosy. Pokazałem im stare zdjęcia i zapytałem kto to:

– Wiki – stwierdził syn. (Wiki to kuzynka).

– Nie, to ja.

– Ale dlaczego miałeś długie włosy?

– Jak ktoś słuchał rocka, czy metalu to nosił długie włosy. Jak słuchał punka to nosił irokeza. Miłośnicy Depeche Mode też nosili jeszcze inne fryzury.

– A jak się słucha Crazy Frog, to jaką fryzurę się nosi? – zapytał mój pierworodny, miłośnik tej zwariowanej żabki.

Elektryczne gitary – Włosy

Greckie wakacje…

Posted in top 5 with tags , , , , , , , on 6 sierpnia, 2022 by nayenezgani

a właściwie wieczory, gdyż muzyka towarzyszyła mi jedynie wieczorami. Choć i to jest złe określenie. Jak powiedziała kiedyś Agnieszka Duczmal w wywiadzie coś takiego (przytaczam z pamięci, więc może wyjść z tego parafraza), że muzyka zawsze otacza człowieka. Ta niechciana i nieprzyjemna w postaci hałasu oraz ta, która koi, inspiruje. W tym ujęciu również wokół mnie były wiele dźwięków i pieśni, jak choćby cykady, które miały w sobie urok. W zasadzie te inne dźwięki, jak śmiech dzieci, pluskanie wody, gwar turystyczny, czy rozmowy w różnych językach wokół też mi zupełnie nie przeszkadzały. Pisząc o wieczorach mam na myśli te muzykę, która jest świadomym dziełem człowieka; muzykę, bez które nie umiem sobie wyobrazić życia, choć paradoksalnie jej brak mi nie doskwierał w ciągu dnia.

Wieczorem, wieczorem przed naszym hotelem, wystawiano ekran i wyświetlano film… choć nie był to ekran, a amfiteatr, a zamiast filmu animatorzy tworzyli wspaniałe – mimo, że amatorskie – show. Każdego wieczoru do godziny 21:30 odbywały się „tańce” dla dzieci i jakiś konkurs (również dla tych najmłodszych), który był jednocześnie odpoczynkiem dla animatorów przed występem dla starszej publiczności. Tę dziecięcą część zawsze kończył piosenka Baby shark z pokazywanie. Ale zamiast tego wrzucam Socu baci vira.

Socu baci vira dance

Jednego wieczoru spośród publiczności wybrano czterech ochotników (dwóch Anglików, Fin i Polak), spośród których wybierano najlepszego mężczyznę. Wygrał Petri z Finlandii, a ostatnią konkurencją był występ w kobiecym przebraniu. Petri wcielił się w postać Shakiry i z serca mu kibicowałem. Już nie pamiętam, jaka to była piosenka, ale upamiętni to iście wakacyjny przebój Loca.

Shakira – Loca

Innym razem animatorzy zabrali nas w podróż dookoła świata; były skecze i piosenki z tańcami. Niestety nie jestem w stanie oddać tu skeczu o Japonii, ale ten wieczór upamiętni Footloose. Świetna muzyka, świetny występ, nie mówiąc już o filmie. Był też wieczór konkursowy (Night game), w który publiczność podzielona na dwa zespoły zgadywała piosenki. Nasz zespół przegrał, w tym (wygrał za to w ping ponga). Mimo to zabawa była przednia i też dołożyłbym cegiełkę, gdyby nie siedzący obok sympatyczny Irlandczyk (musiał mieć podobny gust muzyczny, co ja).

Kenny Loggins – Footloose

Była też grecka noc, podczas której bawiący w hotelu goście byli zapraszani do tańca (Ten grecki taniec to Vlacha Naxou) i w takiej wersji, w jakiej widać na filmiku go tańczyliśmy. Był też słynny Zorba, ale tego nie tańczyłem.

Grecki taniec – Vlacha Naxou

A każdy wieczór dla dorosłych kończył się również piosenką, którą wszyscy tańczyli (z powtarzaniem ruchów animatorów). Niestety nie pamiętam tej piosenki (nie moje klimaty), a jedynie kroki. W związku z tym piąte miejsce jest puste…